WIARA W PRAKTYCE
Jako uczennica Jezusa Chrystusa staram się naśladować swojego Mistrza. Jest On doskonały pod każdym względem. To prawdziwy Bóg i jednocześnie prawdziwy Człowiek. Jest święty, w idealny sposób pełni wolę Ojca, wszystko, co mówi i robi jest ze sobą spójne. Jezus z Nazaretu jest naprawdę najlepszym Nauczycielem, jakiego mogłabym sobie znaleźć. Tylko że to nie ja Go znalazłam, lecz On wybrał mnie na swoją uczennicę i świadka. Ja tylko się zgodziłam. I co dalej? Teraz pobieram nauki w tempie dostosowanym do moich możliwości. To takie indywidualne kształcenie z uwzględnieniem moich uzdolnień, pragnień oraz czasu, jaki chcę poświęcać na edukację. Wszystko skrojone na moją miarę i zaangażowanie.
Nauczyciela się słucha i poważa. Jest autorytetem, któremu się ufa i wykonuje zlecane zadania. Wyraża się wdzięczność. Okazuje się lojalność. Jest się dumnym ze swojego uczniostwa. Patrzy się na świat z Jego perspektywy. Liczy się z Jego zdaniem i przyjmuje za swoje. To tak ogólnie. Ale mój Nauczyciel oczekuje jeszcze ode mnie miłości. W zasadzie odpowiedzi na Jego miłość. Mam Go kochać nie tylko emocjami czy deklaracjami słownymi, ale przede wszystkim czynami miłości, wiernością w drobiazgach, w dobrej i złej doli. To jeszcze nie wszystko, bo mam także kochać innych ludzi bez względu na to, czy zasługują na moją miłość, czy też nie. Dlaczego? Bo tak czyni mój Mistrz. Bo takie jest Jego nauczanie. Bo na tym polega chrześcijaństwo.
W edukacji istnieje zasada łączenia teorii z praktyką. Najpierw poznaję teorię. Czytam Słowo Boże i rozważam je z pomocą Ducha Świętego. Natchnione teksty mówią do mnie. Ja czytam je, a one czytają moje życie. Mogę porównać swoje wybory, decyzje, czyny, myśli, pragnienia z wzorcem, który jest na kartach Biblii. Z Bożą pomocą dostosowuję się potem do tego, co zostało mi pokazane. Robię to stopniowo. Zabieram się za jedną rzecz na raz. Kształtuję jeden nowy nawyk po drugim. Korzystam z Bożej łaski, ale także ze zdobyczy psychologii, która pokazuje, jak pracować nad swoim charakterem, jak skutecznie osiągać zwycięstwo nad swoimi słabościami, jak wytrwać w dobrych postanowieniach. Wymaganie od siebie nie jest łatwe. Jednak gdy wejdę na tę ścieżkę, Bóg błogosławi mojej decyzji. Upadam, a On mnie podnosi, żebym mogła iść dalej.
Jezus chce, abym była święta, bo Bóg jest święty. A ja zostałam stworzona na Jego obraz i podobieństwo. Zostałam obdarzona wolną wolą. Mogę dokonywać wyborów, podejmować decyzje, podążać za Mistrzem lub odwrócić się od Niego i liczyć tylko na siebie albo na innego człowieka. Mogę gromadzić rzeczy materialne jako zabezpieczenie sobie wygodnego życia. Jeśli mam, to mogę rządzić. Narzucać innym swoje zdanie, zniewalać, wywierać presję. Ale nie takie jest życie Jezusa. On nie rządzi strachem, tylko miłością. Właśnie z miłości do mnie zapytał, czy chcę pójść przez życie po Jego śladach. Pozostawił mi decyzję. A nawet więcej, bo w każdej chwili mogę się wycofać i wybrać inną drogę. On mnie nie zatrzyma siłą. Nie chce zrobić ze mnie swojej niewolnicy. On pyta, czy ciągle jeszcze chcę iść z Nim z miłości. Nie z przyzwyczajenia albo ze strachu. Tylko miłość liczy się w oczach Boga.
Chodzenie ewangelicznymi ścieżkami nie jest łatwe. Nauka Jezusa jest bardzo wymagająca, różniąca się od mądrości tego świata. W zamian jednak mogę żyć w bliskości z Bogiem już teraz. Mam również perspektywę życia wiecznego, które nie skończy się z chwilą śmierci. Stawką jest coś znacznie ważniejszego niż doczesne przyjemności czy zaszczyty. Tak obiecuje sam Mistrz. Czy ja Mu naprawdę wierzę? Nie tylko w Niego, lecz Jemu? Czy ja Mu ufam? Nie mam podstaw, by wątpić w słowa Syna Bożego. Dlatego za Szymonem Piotrem powtórzę: „Panie, do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego. A myśmy uwierzyli i poznali, że Ty jesteś Świętym Boga.” (J 6, 68-69)